Miasta adaptują się do zmian klimatu. Jak nie roztrwonić pieniędzy na maladaptację?

klimat, środowisko, fot. KPKPB UE
klimat, środowisko, fot. KPKPB UE
Czas3 min

Pamiętajmy, że nie wszystkie rozwiązania nazywane adaptacją do zmiany klimatu są dobre i korzystne. Brak odpowiedniej adaptacji miast do zmian klimatycznych może dotyczyć ponad polowy ludzkości. Tzw. maladaptacja – czyli chybione rozwiązania mające przystosować miasta do wyższych temperatur, braku wody czy gwałtownych opadów – to nie tylko zmarnowane pieniądze, czas i zasoby, ale też zagrożenie dla zdrowia i dobrostanu ludzi. Dlatego warto się jej wystrzegać?

W 2022 w miastach mieszkało ok. 4,2 miliarda osób. To ponad połowa ludzkości, której mogą dotknąć skutki niewłaściwych rozwiązań adaptacyjnych do zmiany klimatu w miastach. Problem dotyczy w jeszcze większym stopniu Europy, gdzie prawie 73 proc. populacji mieszka na obszarach miejskich. 

Ministerstwo Klimatu i Środowiska ogłosiło, że zakończyło prace nad projektem ustawy zobowiązującej miasta wielkości równej oraz powyżej 20 tys. mieszkańców do przygotowania planów adaptacji do zmiany klimatu. To aż 209 miast w Polsce. Samo uchwalenie przepisów nie uchroni jednak mieszkańców tych miast przed błędami, jakie mogą zostać popełnione przy planowaniu działań adaptacyjnych.   

Cieszy, że Ministerstwo Klimatu dostrzega potrzebę adaptowania się polskich małych i średnich miast do skutków zmiany klimatu. Mam nadzieję, że za planowanymi przepisami pójdzie także wsparcie dla samorządów: finansowe, merytoryczne i organizacyjne. W poprzednich latach rząd sfinansował przygotowanie programów adaptacji w 44 największych miastach Polski, dlatego oczekuję, że podobnie stanie się w przypadku miast mniejszych, które mają znacznie mniejsze zasoby finansowe. Małe i średnie miasta potrzebują także wsparcia merytorycznego, badania wykonane przez doktorantów z Katedry Ochrony Środowiska i Dendrologii SGGW w 100 takich miastach wykazały nie tylko mały poziom wiedzy na temat adaptacji wśród polityków i urzędników lokalnych, ale także brak wsparcia jakie powinni oni uzyskać ze strony instytucji naukowych i ekspertów. Uchwaleniu obowiązku przygotowywania planów adaptacji powinno towarzyszyć stworzenie programu ich weryfikacji oraz późniejszego finansowania niezbędnych inwestycji – mówi Zbigniew M. Karaczun, profesor SGGW, ekspert Koalicja Klimatycznej.

Czasem nawet działania podejmowane w dobrej wierze, pogarszają odporność miast na skutki zmiany klimatu. W Polsce takim przykładem są projekty rewitalizacyjne polegające na eliminacji zieleni i zwiększaniu tzw. betonozy. Potem mamy tam bardzo wysokie temperatury latem, a zapobiega się im książkowym maladaptacyjnym rozwiązaniem – ustawiając na betonowych placach instalacje zraszające przegrzane place wodą czerpaną z podziemnych zasobów. To mało skuteczne i do tego marnujemy wodę pitną – niezmiernie cenną w zagrożonej suszą Polsce.

Mała adaptacja, fot. Koalicja Klimatyczna
Adaptacja miast, fot. Koalicja Klimatyczna

Kurtyny wodne może nie zużywają dużo wody, ale są symbolem naszego błądzenia w adaptacji do zmiany klimatu. Wycinamy drzewa, ograniczamy tereny zielone i tworzymy sztuczne powierzchnie szybko nagrzewające się (beton czy asfalt), a w zamian stawiamy kurtyny wodne, które mają nas schłodzić w upalne dni. Wielofunkcyjne rozwiązania natury – drzewa – zastępujemy jednofunkcyjną technologią, która zużywa zasoby w tym cenną wodę podziemną – bo to ona siecią wodociągową zasila kurtyny wodne – mówi Sebastian Szklarek, hydrolog, autor bloga Świat Wody.

Innym rozwiązaniem, także częstym w Polsce, jest regulacja rzek i budowa wałów przeciwpowodziowych. Tego typu inwestycje mogą dawać mylne poczucie bezpieczeństwa, podczas gdy w praktyce zwiększają zagrożenie lokalnych mieszkańców konsekwencjami zmiany klimatu – np. błyskawiczną powodzią spowodowaną nawalnymi opadami. Znacznie skuteczniejszym rozwiązaniem jest renaturalizacja rzek, przywracanie im naturalnego biegu i pozwolenie, aby fale wezbraniowe rozlewały się na polderach zalewowych.

Najlepszym, najbezpieczniejszym i tanim sposobem adaptacji jest wprowadzenie rozwiązań opartych na naturze: ochronie istniejących i wprowadzanie nowych terenów zieleni, ochronie zadrzewień, tworzenie ogrodów deszczowych, zatrzymywaniu wody opadowej, tam gdzie spadła. Przykładem takiego podejścia jest Bydgoszcz, w której wdrażane są rozwiązania zgodne z ideą „miasta – gąbki”, miasta które gromadzi nadmiar wody w trakcie opadów, po to aby zabezpieczyć przed nią mieszkańców i infrastrukturę, a później wykorzystać np. do podlewania miejskiej zieleni.

Nie przynosi efektów, za to zwiększa problem miejskiej wyspy ciepła? Czymś takim są nasadzenia zastępcze. Bardzo często w miastach wycina się lekką ręką drzewa 30-metrowe o ogromnej powierzchni liści. Zamiast nich sadzi się takie o średnim obwodzie koło 14 cm i powierzchni liści około 5 m². I tutaj pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze, usuwamy ogromne stare drzewo, które ma mnóstwo funkcji związanych z łagodzeniem zmiany klimatu w mieście. Po drugie, zamiast tego sadzimy drzewo, które pochodzi ze szkółki, gdzie miało świetne warunki, a teraz rośnie w gorącym i suchym mieście. Efektem tego jest zamieranie świeżo posadzonych drzew – niektóre szacunki mówią, że 40% nasadzeń zastępczych nie dożywa 10 lat. Rozwiązanie? Przede wszystkim unikać wycinek, a po drugie – sadzić drzewa mniejsze – rodzime, o obwodzie około 5 cm – w ten sposób miałyby o wiele większe szanse przeżycia w mieście – powiedział Bartłomiej Oleszko, konsultant ds. sozologii w Aeris Futuro oraz ekspert Koalicji Klimatycznej

Pamiętajmy, że nie wszystkie rozwiązania nazywane adaptacją są dobre i korzystne – apeluje Koalicja Klimatyczna.

– Jako społeczeństwo musimy zachęcać polityków do odpowiedniego planowania strategii adaptacyjnych przy wsparciu wiedzy ekspertów/tek – dodaje. 

Źródło: Koalicja Klimatyczna